17-lutego minęła 70 . rocznica aresztowania i osadzenia na warszawskim Pawiaku Ojca Maksymiliana Marii Kolbego, franciszkanina, męczennika czasu pogardy - tak Go nazywano. Ojciec Kolbe zginął w bunkrze głodowym w Oświęcimiu, 14 sierpnia 1941 roku, oddając dobrowolnie swoje życie za innego współwięźnia obozu Franciszka Gajowniczka.
Rodzice przyszłego świętego, Juliusz i Marianna z Dąbrowskich, byli nabożnymi i biednymi robotnikami tkackimi wędrującymi za chlebem miedzy Zduńską Wolą, Pabianicami a Łodzią. W roku po ślubie wstąpili do franciszkańskich tercjarzy. I tu narodzili się synowie. Pierwszy przyszedł na świat Franciszek, po nim Rajmund, przyszły Maksymilian Maria (8 stycznia 1894 r.) Następny był Józef i dwaj kolejni synowie, którzy zmarli we wczesnym dzieciństwie. W pabianickim kościele św. Mateusza jedenasto letni Rajmund miał widzenie: ukazała mu się Matka Boska trzymając w ręce dwie korony, białą ( czystość) oraz czerwoną ( męczeństwo). Mały Rajmund pytany przez Maryję którą wybiera, odpowiedział ze obie. Franciszek i Rajmund wstępują do seminarium zakonnego we Lwowie, a niebawem śladami ich postąpił trzeci brat. Czwartego września 1910 roku bracia włożyli habity franciszkańskie i przybrali nowe imiona, Rajmund stał się Maksymilianem. W 1912 roku wysłano go do Rzymu by rozpocząć studia filozoficzne w Gregorianum, które zakończył doktoratem już w 1915 roku , przybierając dodatkowe imię - Maria. Po doktoracie rozpoczął studia teologiczne, ale zapadł na gruźlicę. Mimo to studiów nie przerwał, 28 kwietnia 1918 roku uzyskał święcenia kapłańskie, a 22 lipca 1919 r. - doktorat z teologii. Po powrocie do już niepodległej Polski rozpoczyna promocje Rycerstwa i ideałów maryjnych. Pierwsze koło powstałe 8 października 1919 r. obejmowało zaledwie sześciu krakowskich kleryków by w 1939 roku liczyć 750 tysięcy rycerzy, duchownych i osób świeckich. Ojciec Maksymilian Maria Kolbe w latach 20. ubiegłego wieku założył klasztor i wydawnictwo pod Warszawą, terenach otrzymanych w darze od księcia Jana Druckiego-Lubeckiego zwanych Teresinem. Tak powstał Niepokalanów - wielki ośrodek kultu maryjnego i wydawnictwo religijne
Gdy 19 września 1939 roku Niemcy przystąpili do likwidacji Niepokalanowa, Ojciec Kolbe został aresztowany i osadzony w obozie w Amititz. Po zwolnieniu wrócił do klasztoru, gdzie zorganizował ośrodek pomocy dla okolicznej ludności. Namawiany przez Niemców na podpisanie volkslisty - odmawia. 17 lutego 1941 roku został ponownie aresztowany i osadzony na Pawiaku. Z relacji ówczesnych więźniów wynika, że Ojciec Kolbe pracował w więziennej bibliotece i przebywał w izbie chorych, pielęgnując torturowanych. Przed Wielkanocą prowadził rekolekcje i spowiedź dla więźniów. Był spokojny, dużo się modlił, podtrzymywał na duchu załamanych. W przepięknym wierszu ks. Jana Twardowskiego poeta pisze o Nim "że został wydelegowany przez Anioła Stróża do piekła". I że "nawet po ciemku nie stracił jasnej twarzy".
Wyniesieniu Jego na ołtarze towarzyszyły przez wrogie katolikom środowiska sądy o rzekomym nacjonaliźmie czy antysemityzmie w wydawanej przez Maksymiliana Kolbego prasie. Prawda jest zgoła inna, gdyż na owe czasy taka masowa ewangelizacja, wychodzące w podwarszawskim Niepokalanowie miliony egzemplarzy pisma niepokalanego "Rycerza" czy "Mały Dziennik" a później "Małego Rycerza Niepokalanej" oraz uruchomienie radia, nie podobało się wielu wpływowym grupom i coraz głośniej ferowano bezpodstawne opinie.
Nieposzlakowany i bohaterski czyn Ojca Kolbego w niemieckim obozie zagłady, Jego pełna gotowość oddania życia za drugiego człowieka jest tajemnicą obecności dobra i zła, które są w każdym człowieku, tajemnicą przemiany - przejścia od mroku, ku światłu. A w przypadku Kolbego właśnie doświadczenie z piekłem nazizmu musiało tak prowadzić do ofiary z własnego życia. Droga na ołtarze była długa i nieprosta. Po 24 letnim procesie Ojciec Kolbe został beatyfikowany w 1971 r. przez papieża Pawła VI, a kanonizowany już jako męczennik, w 1982 r. przez Jana Pawła II. Ponadto św. Maksymilian Maria Kolbe nie ma grobu, nie pozostały po nim żadne relikwie, Jego prochy rozwiał wiatr w Oświęcimiu, choć ostatnio docierają do nas nowe informacje nie w pełni sprawdzone.
W wstrząsającym kazaniu Jana Pawła II, wygłoszonym 7 czerwca 1979r. w obozie nie było mowy o tych formalnościach. Papież Polak mówił "Przychodzę więc i klękam na tej Golgocie naszych czasów, na tych mogiłach w ogromnej mierze bezimiennych, jak gigantyczny grób nieznanego żołnierza. W tym miejscu straszliwej kaźni, która przyniosła śmierć czterem milionom ludzi z różnych narodów, Ojciec Maksymilian Kolbe odniósł duchowe zwycięstwo, podobne do zwycięstwa samego Chrystusa, oddając się dobrowolnie na śmierć w bunkrze głodu - za brata.
Jeden z publicystów tak opisał to wyjątkowe wydarzenie: "Pod koniec lipca 1941r. z bloku czternastego, do którego należał Ojciec Kolbe, uciekł więzień. Wicekomendant obozu, 33 letni SS-Obersturmfurer (porucznik) Karol Fritzsch, postanowił skazać za to innych więźniów z "14" na śmierć głodową. (...)Jeden z nich Franciszek Gajowniczek, zaczął głośno rozpaczać słowami: >>Ach jak żal mi żony i dzieci, które osierocę<<. I tutaj zdarzyła się rzecz niesłychana - z szeregu wystąpił numer 16670, zdjął obozową czapkę i stanął na baczność. "Czego chce ta polska swinia?" - zapytał Fritsch. Wówczas niespełna 48 letni Ojciec Maksymilian wskazał na Gajowniczka i powiedział: "Jestem katolickim księdzem, jestem stary, chcę umrzeć za niego, bo on ma żonę i dzieci". Wymizerowany zakonnik o jednym płucu przetrzymał w betonowej ciemnicy sześciu współskazanych. Niemal bez przerwy się modlił albo intonował pieśni. 14 sierpnia, w wigilię Wniebowzięcia Najświętszej Mryi Panny, został dobity (wraz z trzema jeszcze pozostałymi przy życiu więźniami) dosercowym zastrzykiem z kwasu karbolowego czyli fenolu". Śmierć Kolbego dokonała się w bloku 13, dziś opatrzonym numerem 11. W absolutnej ciszy, choć przez pierwszych kilka dni męki
z bloku 13 dochodziły głosy modlitw i śpiewów. Dokonała się w niebywałym spokoju: ci którzy widzieli ciało Kolbego przed spaleniem, twierdzili, że miał on pogodną twarz.
Pod koniec lat dziewięćdziesiątych ówczesny poseł I kadencji na Sejm RP Kazimierz Switoń broniąc Krzyża Papieskiego na Żwirowisku zasłyszał od dwu kobiet niesamowita historię, którą kilka lat temu opowiedział w telewizji polskiej
w programie "Pod prąd". Otóż w tamtym czasie broniąc Krzyża przyszły do niego dwie kobiety które opowiedziały mu że ich członek rodziny więziony w obozie oświęcimskim pracował przy krematorium. Właśnie w okresie połowy sierpnia 1941 r. dostarczono do spalenia ciało Ojca Kolbego. Płomienie ogarnęły całe ciało ale nie uległo ono spaleniu. Nastąpiła niesamowita konsternacja, ponownie włożono ciało do pieca krematoryjnego lecz i tam nie uległo ono spaleniu rozkazano wyjąć ciało i pogrzebać na terenie obozu przy ogrodzeniu". Kobiety opowiadające ta niesamowitą historię prosiły pana Świtonia o zajęcie się tą sprawą, gdyż tuż po okresie transformacji ustrojowej bały się o własne życie. Pan Kazimierz opisał zasłyszaną historię Ojcu Świętemu Janowi Pawłowi II, Ten zaś wyjaśnienie całej historii polecił biskupowi Rakoczemu. Do dziś jak wspomina pan Świtoń nie ma żadnego sygnału by coś działo się w tej sprawie. 17 lutego podczas obchodów 70. rocznicy aresztowania św. Maksymiliana Kolbe i odprawionej uroczystej mszy św. w warszawskim Klasztorze oo. Franciszkanów bp Marian Duś powiedział. "Św. Maksymilian Kolbe jest symbolem ofiar nazizmu i patronem trudnych czasów (...) mam nadzieję że uchwała Senatu Rzeczypospolitej Polskiej o ustanowieniu roku 2011 - Rokiem św. Maksymiliana Kolbego - doda Polakom męstwa w wyznawaniu Ewangelii i przyznaniu się do Chrystusa". Kontynuował dalej "Polacy potrzebują umocnienia, przebudzenia, duchowego wsparcia. Potrzebują mężnych i świętych przewodników. My Polacy, mamy prawo żywić nadzieję,
że tej odwagi będzie nam przybywać, bowiem do końca jeszcze nie przebrzmiała w naszych sercach radość z beatyfikacji ks. Jerzego Popiełuszki, a już stajemy w bliskiej perspektywie wyniesienia na ołtarze Jana Pawła II".